Zakończyłem już lusacki epizod moich zambijskich doświadczeń. Z czego nie ukrywam, bardzo się cieszę, bo te dziesięć tygodni kursu, były dla mnie bardzo wyczerpujące. Gdyby nie świadomość, że bez znajomości lokalnego języka, nie ma co myśleć o skutecznej pracy w buszu, to bym sobie chyba dał spokój. Co jakiś czas zresztą, kiedy dopadało mnie zniechęcenie, musiałem się mobilizować do wysiłku. Teraz muszę zacząć stosować w praktyce te całe mnóstwo skomplikowanych reguł gramatycznych, które poznałem w czasie kursu. O kursie będzie mi przypominała pewna pamiątka. Zambijczycy bardzo lubią T-shirty z rozmaitymi nadrukami, dlatego też jako absolwenci kursów ci-Bema oraz ci-Njandya, który odbywał się w tym samym czasie w Fenzie, otrzymaliśmy pamiątkowe koszulki z emblematem naszej szkoły w kolorze wściekły pomarańcz.
Przebywając w stolicy, miałem okazję przeżywać jubileusz 50-lecia samodzielnych rządów Zambijczyków na swojej ziemi. 24 października 1964 roku brytyjska kolonia Rodezja Północna stała się Zambią. Przyglądając się przygotowaniom i samemu świętowaniu muszę powiedzieć, że Zambijczycy to ludzie naprawdę dumni ze swego kraju i barw narodowych. Ulice stolicy nie były może zbytnio przystrojone, ale za to bardzo wielu ludzi nosiło jubileuszowe emblematy, udekorowane było też wiele samochodów. Bardzo popularne były citengi kobiet, czy też stroje, uszyte ze specjalnego materiału w barwach narodowych ze znakami jubileuszu. Szyto z niego zarówno kreacje kobiece, jak i męskie koszule.
Kilka dni po jubileuszu zmarł urzędujący prezydent Zambii Michel Chilufia Sata, który z powodu choroby w jubileuszowych celebracjach nie mógł już uczestniczyć. Był on pierwszym katolikiem sprawującym urząd prezydenta Zambii i pierwszym pochodzącym z plemienia Bemba. Kiedy odwiedzałem Zambię trzy lata temu w roku 2011, było to akurat krótko przed wyborami, które wygrał. Myślę, że pozytywne zmiany, jakie w ostatnim czasie się dokonały (o których wspominałem we wcześniejszym liście), to w dużej mierze jego zasługa. W Zambii panuje ustrój prezydencki, czyli rządzi prezydent. On wybiera i mianuje ministrów. Jak się dowiedziałem, prezydent Sata nie bał się także dymisjonować ministrów, którzy zawalili jakąś sprawę. Świadectwem popularności, jaką się cieszył, były tysiące ludzi, które przyjechały do stolicy oddać mu hołd. Ceremonia pogrzebowa, połączona ze Mszą świętą celebrowana była na stadionie narodowym w Lusace, który może pomieścić 50 tysięcy widzów. Ciekawostką jest, że nowy prezydent będzie wybierany tylko na czas do końca kadencji. Tak więc w roku 2016 w czasie kolejnych wyborów zostanie wybrany kolejny prezydent i nowy skład parlamentu.
Teraz może nieco wieści w naszego kościelnego podwórka. Jeszcze o jednej zambijskiej tradycji chyba nie napisałem. Zarówno w Masansie, jak i w Lusace po Mszy parafianie bardzo często przynoszą do poświęcenia wodę. Widać rozumieją, że bardzo potrzebna jest w domach ochrona i pomoc od Boga. Kiedyś i w polskich domach, czymś oczywistym były kropielnice na wodę święconą. Każdy wychodzący i przychodzący mógł dotknąć tego znaku Bożego błogosławieństwa. Myślę, że tę tradycję warto byłoby w Polsce wskrzesić. Wszyscy potrzebujemy ochrony. Nigdy dość Bożego błogosławieństwa.
Także sami Zambijczycy przychodzą po błogosławieństwo. Czy to przed jakąś podróżą, egzaminami, czy po prostu gdy czują, że go potrzebują. Raz zdarzyło mi się w Lusace, że po Mszy podeszła do mnie po błogosławieństwo matka z tygodniowym niemowlęciem, które przyniosła do kościoła, jak to Zambijki, na swoich plecach! Widok matek z małymi dziećmi na ich plecach jest w Zambii czymś normalnym. Przyjść z miesięcznym niemowlakiem na plecach do kościoła na Mszę, czy godzinną adorację Najświętszego Sakramentu, nie jest tu niczym niezwykłym. Pozostaje tylko pozazdrościć zambijskim dzieciom takiego bliskiego kontaktu z matką.
W pierwszy piątek listopada po wieczornej Mszy świętej na Makeni, czekałem przed kościołem z tamtejszym wikariuszem księdzem Maciejem, aż ministranci posprzątają po Mszy. Opodal stała grupka kobiet, które wcześniej w tejże Mszy uczestniczyły. W pewnym momencie, chyba najstarsza z nich powiedziała: „Kobiety, do domu! Nasi mężowie czekają na kolację” i wszystkie natychmiast pożegnały się i rozeszły. Przyznam, że szczęka mi opadła, jak to usłyszałem. Panowie, jak się żenić, to tylko z Zambijkami.
Na Bauleni z kolei Msze w tygodniu odprawiane są zasadniczo o godzinie 7.00. Pod koniec kursu odkryłem, że po Mszy, kiedy wierni przywitają się z księżmi (tam jest to stały zwyczaj), kobiety szły jeszcze pomodlić się do groty Matki Bożej, która jest zbudowana obok kościoła. Codziennie!
Pierwszy deszcz inaugurujący tegoroczną porę deszczową spadł w Lusace po południu w sobotę 8 listopada, ale był to raczej taki zwiastun, który błyskawicznie wyparował. Pierwszy poważny deszcz spadł 13 listopada w dzień ukończenia zajęć na kursie. Możecie sobie wyobrazić, jak musiała się cieszyć ziemia, jak cieszyły się wyschnięte rośliny, na które od siedmiu miesięcy nie spadła kropla deszczu. Nam chyba nawet trudno sobie tę radość wyobrazić. Niestety na następne opady trzeba ciągle czekać. Do dnia 1 grudnia, kiedy piszę te słowa, deszcz spadł jeszcze tylko jeden raz. To może zwiastować, że ta pora deszczowa będzie krótka, a co za tym idzie przyszłoroczne plony nie będą obfite.