Wieści z Masansy
Comments : Off
Drodzy Przyjaciele
W Polsce już na horyzoncie lato, a w Zambii lato w całej pełni, zresztą jak zawsze, tylko trochę inne, niż kiedy przyjechałem. Po lecie mokrym, przyszło lato suche. Od 24 kwietnia nie spadła już ani kropla deszczu, więc wszystko powoli zaczyna schnąć, bo słoneczko przygrzewa. Tylko poranki bywają teraz dość chłodne, czasem temperatura spada nawet do +15 oC. Różnica jest bardzo odczuwalna, jeśli po południu bywa zwykle ponad 30 oC, ale w ciągu dnia jest bardzo przyjemnie, bo lekki wiatr łagodzi działanie słońca. Właśnie wróciłem do Masansy po miesięcznym pobycie w Ithezi Thezi (można znaleźć na internetowych mapach), pięknym miejscu gdzie rzekę Kafue przegradza potężna tama. Zastępowałem tam polskiego księdza, który aktualnie przebywa na urlopie. Dystans z Lusaki to 360 kilometrów, ale z tego prawie 120 fatalną buszową drogą. Obowiązków nie miałem zbyt wiele, odprawić Mszę, czasem dwie w ciągu dnia. Interesantów do biura parafialnego nie przychodziło zbyt wielu, więc miałem czas na spacery po okolicy. Niewątpliwie największą atrakcja tego miejsca jest tama, zbudowana przez Włochów w latach 70-tych XX wieku. Teraz po porze deszczowej, wypuszcza przez swoje wrota ogromne ilości wody (ok. 450 m3/s). Tamę mogłem zobaczyć z bliska dzięki uprzejmości jednego z parafian, który jest pracownikiem jej obsługi i który załatwił mi specjalną przepustkę. Mogłem mu nawet towarzyszyć w czasie czynności pomiarowych i dzięki temu dotrzeć do miejsc, do których zwykli śmiertelnicy nie mają dostępu. Ciekawostką jest, że oprócz oczywiście przepustów, zbudowana jest z ubitej ziemi i kruszonych kamieni. Jest to bardzo mocna konstrukcja, bo przetrwała już trzęsienie ziemi o sile 5,5 w skali Richtera bez najmniejszego uszczerbku. Godne odwiedzenia są także gorące źródła, położone jakieś 15 kilometrów od Ithezi. Woda w niektórych jest tak gorąca, że nie sposób włożyć do niej palca. Do tego miejsca pokierowała mnie miejscowa młodzież. Mimo, że wycieczka była w plener, poubierali się w najlepsze ubrania. Parafia w Ithezi Thezi posiada dwa duże stosunkowo niedaleko położone od siebie kościoły, dzieli je bowiem odległość około 2 kilometrów. Stało się tak dlatego, że włoscy robotnicy budujący tamę poprosili również o kapelana i zbudowali przy specjalnie dla nich wzniesionym osiedlu kościół pod wezwaniem świętej Barbary, bowiem tamę budowali między innymi górnicy. By ją zbudować trzeba było, wykuć w jednym ze wzgórz tunel, przez który woda mogła przepływać nie przeszkadzając w przegradzaniu koryta rzeki. Poza tym kruszenie kamieni to też rodzaj pracy, którą swoim patronatem obejmuje święta Barbara. W tym czasie w Ithezi miejscowi katolicy modlili się w maleńkiej kapliczce. Kiedy ów włoski ksiądz zobaczył w jakich warunkach uczestniczą oni w liturgii doprowadził do budowy nowego obszernego kościoła w centrum tej miejscowości, który mieści około 300 osób. Tak więc obecnie katolicy w Ithezi Thezi mają do dyspozycji dwa kościoły. Oprócz tego do parafii należy oczywiście 16 stacji w buszu. Nie wszystkie z nich posiadają kaplice. Zdarzyło mi się jednej niedzieli odprawiać Mszę w sali wioskowej szkoły. W tym samych czasie w sąsiednich salach odprawiane były jeszcze nabożeństwa trzech innych kościołów. Trochę żeśmy sobie przeszkadzali, zwłaszcza wierni z tzw. New Apostolic Church, którzy używając jakiegoś systemu nagłaśniającego, dość głośno słuchali nagranego nabożeństwa. Nie można powiedzieć, że nasza Msza była cichutka, bowiem tylko w Wielkim Poście nie używa się w liturgii bębnów. Akurat ta Msza odprawiana była w wiosce, która leży na terenie Parku Narodowego Kafue, który zajmuje 28 tysięcy kilometrów kwadratowych powierzchni, czyli 9% powierzchni Polski. Liczyłem, że po drodze będę miał okazję zobaczyć jakieś interesujące zwierzęta, ale nic z tego. Po części była to zasługa moich pasażerów, których zabrałem na tę Mszę, a mianowicie chóru z grupy parafialnej, która nosi nazwę „Holy Childehood”. Przez całą drogę śpiewali radośnie i głośno. Jeśli więc gdzieś przy na naszej trasie był jakiś zwierz, to schował się buszu. Pora też nie była odpowiednia, bowiem po południu, w najbardziej upalnym czasie, dzikie zwierzęta zazwyczaj odpoczywają. Do tej pory, tylko raz miałem okazję zobaczyć słonia skubiącego coś tam przy drodze. Niedawno również pierwszy raz zobaczyłem dość dużego węża, który wygrzewał się na drodze i uciekał, kiedy poczuł zbliżający się samochód. Poza tym najczęściej spotykanym w Zambii zwierzątkiem są mrówki, a ostatnio w naszym domu w Masansie jest mnóstwo skorków (tzw. szczypawek). Włażą wszędzie nawet do łóżka. W Masansie na razie wszystko idzie dobrze, może tylko jedna sprawa położyła się cieniem na naszej codzienności. Parafia ma kawałek ziemi, który na razie chcemy uprawiać. Wynajęliśmy więc ludzi, by oczyścili teren z krzaków, a ci podpalili suchą już trawę i przy okazji spłonęła na sąsiednim polu gotowa do zbioru kukurydza. Policja oszacowała wartość na 4700 ZMK, co się przekłada na około 800$ przy dzisiejszym kursie. Dla tych ludzi majątek. Wynajęci robotnicy, mieli dostać za swoją pracę około 6000 ZMK, a raczej dostaną grosze, chociaż pracowali kilka tygodni. Jak by nie popatrzeć, w każdą stronę źle. Niestety zawinili i muszą ponieść konsekwencje.
Serdecznie pozdrawiam.
Z darem modlitwy Ks. Marek