Rzut oka na misje
Drodzy Przyjaciele
Czas Wielkiego Tygodnia, a zwłaszcza Świętego Triduum Paschalnego, kiedy dotykamy największych tajemnic naszej wiary, to zawsze czas głębokich przeżyć. Dla mnie tegoroczne Triduum było wyjątkowe. Nie dość, że to były moje pierwsze święta wielkanocne w Afryce, to jeszcze spędziłem je, przewodnicząc obrzędom Triduum w Old Mkushi, czyli naszej największej stacji. Ponieważ nasz samochód był ciągle w naprawie, sami parafianie zorganizowali dla mnie transport z Masansy. Kiedy dotarłem na miejsce, nie było czasu na omówienie liturgii, bo penitenci czekali na spowiedź, więc do ołtarza poszedłem, jak to się mówi z marszu. Liturgia Mszy Wieczerzy Pańskiej jest taka sama jak w Polsce, a więc po Ewangelii był obrzęd umycia nóg dwunastu mężczyznom. Dla mnie niezwykłe przeżycie, bowiem nigdy w Polsce go nie celebrowałem i mocny znak, że kapłan to ten, kto służy, a szczególnie misjonarz. Po zakończeniu Mszy była również adoracja Najświętszego Sakramentu. Również niezwykła, bowiem w Old Mkushi nie ma elektryczności, więc jedynym źródłem światła w kościele, były dwie świece ustawione przy cyborium z Najświętszym Sakramentem. To światło i ubogie wnętrze przywoływało atmosferę Ogrodu Oliwnego, oczekiwania Piotra na dziedzińcu arcykapłana, a jednocześnie pomagało wczuwać się w osamotnienie uwięzionego Jezusa.
Po adoracji i kolacji, którą dla mnie przygotowano w zakrystii, jeden z katechistów zaprowadził mnie do miejscowej kliniki, gdzie przygotowano mi pokoik, który służy prawdopodobnie jakimś ważniejszym gościom odwiedzającym to miejsce. Całym jego wyposażeniem były: łóżko z moskitierą, stolik, krzesło i miska do mycia oraz wiadro z wodą. Każdego ranka przynoszono mi pełne wiadro ciepłej wody.
W nocy nie umiałem zasnąć, bowiem do mojej izdebki dochodziły jakieś śpiewy i to religijne, bowiem często powtarzały się w nich słowa: Lesa, czyli Bóg oraz Jesu (tego chyba tłumaczyć nie trzeba). Następnego dnia mogłem się przekonać, że to nasi katolicy śpiewali. Na obchody Triduum do Old Mkushi przybyli wierni z pobliskich stacji i przy kościele założyli prowizoryczne obozowisko. Niesamowite, ci ludzie kilka dni i nocy spędzili pod gołym niebem, osłonięci jedynie przygotowanym płotem z trawy, a jeszcze na dodatek do późnych godzin nocnych się modlili.
Wielkopiątkowe dopołudnie upłynęło spokojne. Miałem czas na przygotowanie się do liturgii, która rozpoczęła się w samo południe Drogą Krzyżową, którą rozpoczęliśmy w kościele, ale potem w ciągu ponad dwóch godzin obeszliśmy dość spory kawał Old Mkushi. Po Drodze Krzyżowej był czas na spowiedź, a już o 15.00 rozpoczęliśmy Liturgię Wielkiego Piątku. W czasie tej liturgii przeżyłem chyba największy moment wstydu w czasie tych celebracji i to nie powodu pomyłki językowej, ale kiedy sam oddałem cześć krzyżowi zobaczyłem, że wszyscy przed zbliżeniem się do krzyża ściągają buty i idą ku niemu boso („Zdejm obuwie, bo ziemia na której stoisz jest święta” (Wj 3,5)), a ja jedyny z całej wspólnoty podszedłem w butach.
W Zambii, jak i zresztą w wielu krajach europejskich nie buduje się Bożego Grobu, nie ma więc też adoracji Najświętszego Sakramentu w Wielką Sobotę. Nie ma również święcenia pokarmów, to jest bowiem czysto polski zwyczaj. Przedpołudnie mogłem więc poświęcić na uczenie się czytania tekstów liturgii. Po południu spotkałem się w kościele z katechumenami, czyli przygotowującymi się do chrztu, bowiem w czasie Wigilii Paschalnej miałem udzielić sakramentu chrztu trzynastu młodym ludziom. Obrzęd chrztu dorosłych jest bardzo rozbudowany, więc pierwszą jego część odprawiliśmy właśnie wtedy, oczywiście razem z udziałem ich rodziców i chrzestnych. Potem był jeszcze czas na spowiedź, a 19.00 rozpoczęliśmy celebrację liturgii Wigilii Paschalnej. Ognisko musiałem zapalić sam osobiście, co udało mi się za trzecią zapałką. Niesamowitym był moment wejścia do kościoła pogrążonego w kompletnej ciemności, w którym jedynym światłem było światło Paschału. Kiedy potem wszyscy od Paschału zapalali swoje świece i wnętrze powoli napełniało się światłem, namacalnie można było doświadczyć, że Jezus rozjaśnia mrok, że za Nim możemy kroczyć, że z Nim możemy czuć się pewnie i bezpiecznie. Potem liturgia, bez żadnych skrótów ponad cztery godziny. W bożych sprawach nie wolno się spieszyć. Na koniec procesja ze śpiewem, bębnami. Trzykrotnie okrążyliśmy kościół na cześć Trójcy Świętej i opuszczenia grobu po trzech dniach, a potem jeszcze w kościele tańce i śpiewy radości. Kościół opuszczałem już po północy, ale długo jeszcze potem do mojego pokoju dobiegały śpiewy uwielbienia. Tak radosnej liturgii Wielkiej Soboty nie przeżyłem jeszcze nigdy w życiu.
W Niedzielę wielkanocną nie odprawiałem już Mszy w Old Mkushi, ale rano zawieziono mnie do stacji w Tuyu, by tam również nasi Katolicy mogli uczestniczyć we wielkanocnej Mszy świętej. Wielkim zaskoczeniem było dla mnie, że tam także przyszli parafianie z sąsiednich stacji i trzeba było odprawiać Mszę na zewnątrz kościoła, bo nie pomieścił by wszystkich.
Po Mszy zawieziono mnie do kolejnej stacji w Lweo, oddalonej o jakieś 30 kilometrów. Po drodze nie obyło się bez przygody. Jechaliśmy dość szybko skrótem przez busz drogą pełną dziur. W pewnym momencie coś tam zgrzytnęło w kole i trzeba było się zatrzymać. Prowizoryczna naprawa, praktycznie bez narzędzi, zajęła trochę czasu i na miejsce dotarliśmy ze sporym spóźnieniem. kiedy rozpoczynałem Mszę, po oczywiście wcześniejszej spowiedzi, opóźnienie przekraczało już dwie godziny, ale nikt nie okazywał zniecierpliwienia. Z Lweo odbierał mnie już ksiądz Zenon, który wracał również z odwiedzin na jednej ze stacji. Kiedy już po zmroku dotarliśmy do Masansy czułem nie tylko zmęczenie, ale i ogromną satysfakcję.
Każdy człowiek cieszy się, kiedy wie, że jest potrzebny. Ja tego przez te dni Triduum doświadczyłem bardzo mocno. Jednocześnie moi zambijscy parafianie pokazali mi, jak ważny jest dla nich udział w liturgii, jak głęboko potrafią ją przeżywać, jak cieszyć się z obecności Jezusa. No i może jeszcze wielką cierpliwość w odniesieniu do moich językowych błędów.
Pozdrawiam wszystkich z wielkanocną radością z całego serca, dziękując za modlitwę i o modlitwie zapewniając.
Ks. Marek Paszek