Zbliżamy się do przeżywania pamiątki największych tajemnic naszej wiary – śmierci i zmartwychwstania naszego Pana Jezusa Chrystusa.
Niech czas wielkanocnych celebracji będzie dla Was błogosławionym czasem. Towarzysząc Jezusowi w Jego Krzyżowej Męce i ciesząc się Jego Zmartwychwstaniem napełniajcie się Jego łaską.
Dobrego przeżycia tego świętego czasu.
Bóg Wam zapałać za Waszą modlitwę dobro i otwarte serca.
Pozostający w modlitewnej pamięci ks. Marek razem z waszymi zambijskimi przyjaciółmi.
kwiecień 2019, Masansa, Zambia
Drodzy Przyjaciele
Nie wiem, czy pamiętacie, pisałem w czerwcu ubiegłego roku o pewnym staruszku, który chciał wrócić do przyjmowania sakramentów. Niestety nie miał żadnych dokumentów, ani świadków mogących potwierdzić, że jest ochrzczonym katolikiem. Sprawa wyglądała beznadziejnie. Spisałem wszystkie możliwe dane i wysłałem pismo z zapytaniem do parafii jego chrztu, ale odpowiedzi niestety nie było. Staruszek przychodził prawie co miesiąc do kancelarii pytać, czy odpowiedź przyszła. Pewnego dnia przyniósł numer telefonu do proboszcza tamtej parafii, który dostał od jakiegoś swojego krewnego i dalej wszystko poszło już jak z płatka. Potwierdzone zostały jego dane. Nasz katechista Pan Kabende zrobił dla niego taki skrócony kurs przygotowujący go na powrót do sakramentów i w niedzielę 17 lutego mógł na nowo w pełni uczestniczyć we Mszy świętej. Po uprzedniej spowiedzi oczywiście. Cuda się zdarzają, ale również nowoczesne technologie mogą okazać się przydatne w duszpasterstwie. Trzeba też podkreślić determinację Pana Mojżesza (takie nosi imię), że się nie zniechęcił, ale dążył wytrwale, aby do sakramentów wrócić.
Mieliśmy we wtorek 19 lutego spotkanie dekanalne w Serenje, czyli prawie 150 kilometrów od Masansy. Niektórzy księża musieli pokonać dystans nawet ponad 200 kilometrów. Te spotkania odbywają się trzy razy w roku i na każde trzeba poświęcić cały dzień. W czasie ostatniego jeden z księży podzielił się z nami wydarzeniem, które go zaszokowało. Otóż pewnej niedzieli przyszła do zakrystii kilkunastoletnia dziewczyna i zapytała, czy może służyć do Mszy świętej. Przyjechała odwiedzić rodzinę i jak mówiła w jej parafii w Lusace dziewczyny przy ołtarzu to norma. Wywiązała się więc między księżmi dyskusja, co w takich sytuacjach robić? Poza jednym, ale on pochodzi z Kenii, wszyscy byli zdania, że dopuszczenie dziewczynek do służenia jest absolutnie niezgodne z miejscową kulturą. One mają swoją rolę, tańcząc na Mszy jako „stellki”. Wszyscy byli zgodni, że w żadnej parafii nie brakuje chłopców, którzy chcieliby służyć przy ołtarzu. Inny stwierdził, że jeśli pozwolimy dziewczynom służyć, to trzeba będzie zorganizować w takim wypadku „Stella boys”, czyli tańczących chłopców. Jeden z najmłodszych księży przytomnie zauważył, że jeśli się na to zgodzimy, to za niedługo zaczną domagać się prawa do odprawiania Mszy świętej. Podsumowując, można stwierdzić, że w tej sprawie duchowieństwo naszego dekanatu, jest uformowane właściwie.
W Zambii na Mszę wielu ludzi przychodzi z własnym Pismem świętym. Często też zapisują sobie odnośniki biblijne, zwłaszcza w czasie kazania, kiedy cytuje się jakieś fragmenty Pisma świętego. Całkiem niedawno na jednej ze stacji odprawiałem Mszę w sobotę, a nawiązałem do piątkowego czytania, które akurat mówiło o przyjaźni (Księga Syracha 6, 5-17). Na to jeden z obecnych poprosił mnie o powtórzenie, z jakiego miejsca było to czytanie zaczerpnięte i sobie to zapisał.
Jest dla nas oczywistym, że w Środę Popielcową wierni przyjmują na swoje głowy poświęcony popiół jako znak pokuty. Pamiętam taką dyskusję z czasów mojej pracy w Polsce, czy nadzwyczajny szafarz Eucharystii może również udzielać znaku posypania popiołem. Z tego co pamiętam, to nie, a były nawet obiekcje, czy może to robić diakon. Jednak jak to rozwiązać, kiedy ma się ponad trzydzieści stacji dojazdowych? Na każdej z nich powinien być rodzaj mszalika, który służy do prowadzenia niedzielnych i świątecznych nabożeństw, kiedy nie ma księdza, a który nazywa się „Yangeni”, czyli „Radujcie się”. Osobny na każdy rok liturgiczny, czyli razem trzy. W każdym z nich jest też celebracja na Środę Popielcową. Chociaż czytania i modlitwy są każdego roku takie same, po to by nie komplikować sprawy i łatwo było znaleźć celebrację na ten szczególny dzień. Jest tam wyraźnie napisane, że trzeba przygotować popiół z zeszłorocznych palm i po odczytaniu Ewangelii, przewodniczący zgromadzeniu powinien odmówić odpowiednią modlitwę i pokropić ten popiół wodą święconą. Co roku jednak się zdarza, że ktoś przyjeżdża po poświęcony popiół do Masansy. W poniedziałek przed Popielcem dotarł parafianin ze stacji oddalonej o prawie 40 kilometrów od Masansy. Jak go tu było odesłać z powrotem z pustymi rękami, kiedy zadał sobie taki trud. „Nowego” popiołu jeszcze żeśmy nie mieli, ale zostało coś z poprzedniego roku, więc dostał ten „stary”. Następnego dnia, czyli we wtorek przyjechał kolejny, już ze „świeżym” popiołem ze spalonych palm z prośbą o poświęcenie. Co było robić? Poświęciłem. No, ale może dla nich poświęcenie popiołu przez księdza ma większą moc? Podziwiając ich poświęcenie, trzeba ciągle przypominać, aby kierowali się wskazówkami, które w Yangeni się znajdują. Nie tylko zresztą tymi, które dotyczą Środy Popielcowej.
Jak zawsze w Wielkim Poście już od Środy Popielcowej zaczęliśmy wielkopostne rekolekcje w naszych stacjach. W czasie drugich rekolekcji okazało się, że w Zambii potrzeba misyjnego zaangażowania świeckich ma kolejne znaczenie. Mianowicie, wśród obecnych w kaplicy, większość byli to ludzie z plemienia Tonga i o ile dorośli jakoś tam językiem Bemba się posługują, to większość dzieci zna tylko język Tonga. Nie jest niczym nowym, że rodzice to pierwsi nauczyciele wiary, ale tutaj ma to jeszcze bardziej wyraziste znaczenie, bo oni mogą uczyć swoje dzieci w ich ojczystym języku! A gdy zajdzie potrzeba to i swoich współplemieńców, a w Zambii są 72 plemiona i języki.