Zambia – wspólnota, która ma misję dzielenia się wiarą
Comments : Off
Drodzy Przyjaciele
W Polsce powoli zapomina się o wakacjach. Żniwa też już pewno zakończone, w Masansie. również. Teraz nastał czas sprzedawania i wywożenia. Pora deszczowa była obfita, to też tutejsze uprawy obrodziły nieźle, ale za to ceny poszły drastycznie w dół. O ile w ubiegłym roku za 1 kilogram soi płacono 4 ZMK, to w tym tylko 2. Podobnie jest z kukurydzą, jej cena jest prawie o połowę niższa. Tak to bywa, kiedy jakiegoś produktu na rynku jest dużo cena idzie w dół. Za to cena bawełny w tym roku jest wysoka, ale mało kto ją tu uprawiał. Obawiam się, że w przyszłym roku, wielu lokalnych rolników może przerzucić się na uprawę bawełny i znowu na skutek dużej ilości, cena się obniży. Jedno z czego można się cieszyć to, że w tym roku, dzięki dobrym zbiorom, nie powinno być w Zambii głodu.
Pewno niektórzy z Was wiedzą, że prawie dwa miesiące spędzili w Masansie dwaj klerycy naszego seminarium na kolejnej edycji stażu misyjnego. Ich dokonania można było śledzić na bieżąco na Facebook’owym profilu „Misja Afryka”. Muszę powiedzieć, że bardzo aktywnie włączyli się w duszpasterstwo, nie bojąc się różnorakich wyzwań. Młodość nie przejmuje się barierami.
Ich obecność była też okazją do ciekawych obserwacji. Na przykład na jedną ze stacji – Kampoko zabrali piłki. Po Mszy poszli grać z chłopakami na pobliskie boisko, drugą wzięły kobiety i zaczęły ją sobie rzucać. Nie było by w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że kilka z nich miało przytroczone na plecach tylko citengami (pas materiału) malutkie dzieci. Dla mnie widok był szokujący, kiedy te niemowlaki podskakiwały razem z mamami. Dla nich zaś nie było to najwidoczniej nic niebezpiecznego. Mamy bawiły się znakomicie i na pewno nie podejrzewałbym je o lekkomyślność, bo Zambijki są naprawdę bardzo troskliwymi matkami. Po raz pierwszy też zobaczyłem, jak na ogół poważne kobiety, potrafią bawić się jak dzieci.
Ostatnim etapem misyjnego stażu kleryków były odwiedziny kilku misji prowadzonych przez polskich misjonarzy i misjonarki oraz jednego z najpiękniejszych miejsc, nie tylko w Zambii, ale w ogóle na ziemi, czyli Livingstone z wodospadami Wiktorii. Zanim dostarczyłem ich na lotnisko, zadziwili mnie najbardziej. Prawie wszystkie swoje ubrania i rzeczy osobiste zostawili w Zambii, przekazując je na rzecz naszego zespołu charytatywnego. Wyjechali właściwie tylko w tym, co mieli na sobie.
W dniach 13 i 14 lipca Kościół katolicki w Zambii kończył celebrowanie 125 – lecia swojej obecności na tej ziemi. W czasie Mszy świętej, na zakończenie tej uroczystości, arcybiskup Lusaki Telesfor Mpundu wypowiedział dość zaskakujące słowa, że „Zambia nie jest już punktem docelowym misjonarzy, ale dojrzałą wspólnotą, która ma misję dzielenia się wiarą”. To by świadczyło, że i nasza misja w Masansie będzie dobiegała końca.
O tym, że Zambia naprawdę się rozwija świadczy inna uroczystość, w której dane było mi uczestniczyć. Mianowicie zostałem zaproszony na uroczystość nadania tytułu magistra jednemu z naszych parafian Panu Innocentowi Mambwe. Prawdopodobnie jest to pierwszy magister w Masansie, a na pewno pierwszy wśród naszych parafian. Uroczystość miała miejsce 1 września w Lusace na terenie Zambian Open University. W czasie tej ceremonii nadano sześć tytułów doktora nauk, stu dziewiętnastu osobom tytuły magistra, a prawie dziewięciuset licencjatów. Byłem pod wrażeniem jak uroczystość zorganizowano. Począwszy od oznakowanych miejsc parkingowych dla specjalnych gości. Muszę się pochwalić, że Pan Innocent postarał się o to, aby i dla mnie tam znalazło się miejsce. Dalej przygotowano cztery ogromne namioty dla licznie zgromadzonej publiczności. Nawet alejki prowadzące na to miejsce wysypano drobnym jasnym kamieniem. Wszystko rozpoczęło się od procesji mających otrzymać stopnie naukowe. Ubrani byli oni w specjalne togi i czapki, dokładnie takie, jakie widzimy na amerykańskich filmach. Na czele procesji szła grupa tradycyjnych tancerzy, którzy przez cały czas jej trwania nie przerywali grania na bębnach i tańca, a trwało to dość długo, bo razem z gronem profesorskim gęsiego przybywało ponad tysiąc osób. Kiedy wszyscy zajęli miejsca, tradycyjna orkiestra odegrała hymn zambijski i zaczęły się przemówienia. Nadanie tytułów doktorskich wiązało się z ubraniem w specjalne stroje i ogromne berety. Pozostałych wywoływano według dyscyplin naukowych i wręczano dyplomy. Wszystkiemu temu towarzyszyła bardzo radosna i swobodna atmosfera. Jak to w Zambii bywa, matki karmiły dzieci, ich starsze rodzeństwo biegało pomiędzy rzędami krzeseł, dorośli podejmowali czasem nawet dość głośne konwersacje.
Po wręczeniu dyplomów prawie wszyscy udawali się na miejsce, gdzie czekała cała rzesza fotografów. Wśród nich byli tacy, którzy w zaparkowanym samochodzie mieli laptop i drukarkę, więc można było nawet sobie wybrać, które zdjęcia mają być wydrukowane, ale byli i tacy, którzy mieli w torbie małą drukareczkę, do której przekładali kartę pamięci z aparatu i za mniej niż minutę zdjęcie było w rękach świeżo upieczonego licencjata, czy magistra. Zambia potrafi zaskakiwać.
Z darem modlitwy
Ks. Marek